Tym wpisem rozpoczynam nowa serię pod tytułem: “Perypetie psiego fotografa”

Na sesję z Bruno cieszyłem się od momentu, kiedy umówiliśmy się z Agnieszką na zdjęcia jej pieska. Miałem już do czynienia wcześniej z kilkoma psiakami z rasy Border Colie i wiem, do czego są zdolne.

Agnieszka przygotowała pieska do sesji wzorowo. Został pięknie wyczesany i wypielęgnowany. Ba! Nawet udało się usunąć kilka rzepów z jego pięknego puchatego ogona! Niestety trzeba było troszkę sierści wyciąć, ale i tak nasz model wyglądał pięknie!

Udaliśmy się do parku w poszukiwaniu dobrego miejsca do zdjęć. Park był dość mocno zadrzewiony i przez to ciemny, ale dość szybko zwróciłem uwagę na sadzawkę z kamiennym murkiem, który był dość dobrze naświetlony. Pochodziłem dookoła, pomierzyłem światło i ustawiliśmy Bruna w kilku miejscach na próbę. Byłem gotowy.

Zrobiłem kilka ujęć. Szukałem idealnego miejsca i idealnego kadru. I wtedy ten piękny czysty pies, z cudownie lśniącą sierścią, z radością na pysku wparował do sadzawki i cały się zmoczył…

Chwilę później zrobiłem poniższe zdjęcie. Za każdym razem, jak je widzę, to mam wrażenie, że Bruno nadal się z nas śmieje i z tego, jaki nam numer wywinął…