Idzie ta wiosna czy nie idzie? Troszkę już mnie to przedwiośnie męczy, bo niby śniegu już nie ma, ale nadal nie jest wiosennie i ładnie. Pozostaje tylko wspominać piękną sesję z Brunem (Brunonem? ).

A była ona wyjątkowa nie tylko ze względu na to, że ten boski border jest strasznym zgrywusem i skąpał nam się na samym początku sesji w bajorku, a bardziej dlatego, że przygotowałem się na typowe zdjęcia w parku. A park okazał się strasznie gęsty i ciemny. Nie mogłem sobie strasznie długo znaleźć dobrego miejsca i dość długo nie było tego efektu WOW.

Chodziliśmy z Agnieszką po parku blisko dwie godziny i tak jakoś nie było tej magii, której oczekiwałem. Ale…

… w drodze powrotnej – ulicę od domku był trawnik.

Malutki skrawek zielonej trawy pokryty w całości różnymi dzikimi kwiatkami. A do tego zza bloku po drugiej stronie ulicy zaczęło prześwitywać cieplutkie zachodzące słoneczko. Od razu wiedziałem, że to jest to miejsce i ten czas. Bruno grzecznie położył się w kwiatkach, a ja po prostu robiłem zdjęcia. I efekt WOW był i magia się pojawiła.

Czasami mniej, znaczy więcej. Wystarczy kawałek kwietnego trawnika. Nie potrzeba bajkowego parku czy jechać gdzieś daleko na sesję. Wystarczy rozejrzeć się po najbliższej okolicy i zawsze znajdzie się fajne miejsce na psie portrety. Ale czasami trzeba po prostu poczekać albo mieć troszkę szczęścia. Godzinę wcześniej bez takiego słoneczka, zdjęcia byłyby zupełnie inne.

Jeśli dotrwałeś do samego końca tej historii, to zostaw proszę ślad po sobie w komentarzach. Będę wdzięczny też za udostępnienie tego zdjęcia tego pięknego zgrywusa.

No i zapraszam na psie sesje zdjęciowe!